Osobiście denerwują mnie bardzo wszelkiego rodzaju 'odsyłacze'. Mam na myśli czytanie wszelkich urzędowych lub prawnych dokumentów (zazwyczaj pełniących funkcję instrukcji), które by zrozumieć należy przeczytać jednocześnie min 6 innych dokumentów, do których ten pierwszy dokument odsyła.
Samo odsyłanie do źródła nie jest naturalnie niczym złym. Podawanie do wiadomości, gdzie znajdują się oryginalne informacje na dany temat jest bardzo przydatne, np. gdy zachodzi wątpliwość interpretacyjna, lub gdy konieczne jest powołanie się właśnie na źródło przepisu. Uważam jednak, że bardziej stosowne do tego celu jest akademickie korzystanie z przypisów. Co jest wyjątkowo niehumanitarne (wg mnie) i traktujące czytelnika jako intruzo-petenta, jest formułowanie zdanie w sposób budzący nadzieje, że zwieńczeniem lektury będzie pełna wiedza o tym jak należy postępować i w miejsce oczekiwanych informacji wpisanie samego tytułu źródła. Włos się jeży!
O ile w internecie jest to mniej kłopotliwe bo stosując hyperlinki odsyłanie skutkuje natychmiastowym otworzeniem się źródła, o tyle w wersji drukowanej, bądź na stronach gdzie o hiperlinki nikt się nie fatyguje, przeczytawszy łaskawą instrukcję dowiadujemy się jedynie ile innych dokumentów musimy przeczytać. grrr!
Info o warunkach uczestniczenia w wyborach prezydenckich udzielone na stronie Konsulatu w Belgii jest niestety dobrym przykładam. Chciałam taką prostą instrukcję tam znaleźć, zacytować tu na blogu ku ułatwieniu życia wszystkim zainteresowanym głosowaniem w Belgii. Niestety taka koleżeńska przysługa nie jest możliwa. Tak samo jak nie chciało się osobie decydującej o treści umieszczonej na stronie wpisać prostej syntezy
co + w jakiej kolejności + gdzie + kiedy, tak samo mi się nie chce przecedzać Informacji ze strony
PKW , która ma jedynie 1087 słów. I choć czas poświęcony na napisanie tego żalącego się postu mógłby zostać lepiej wykorzystany gdybym jednak przeczytała wszystkie odsyłacze, dokonała wulgaryzacji języka urzędowego i ku dobru wszystkim Polakom czytającym ten post przytoczyła 3 proste linijki instrukcji, nie zrobię tego w ramach protestu i wolę Wam ponarzekać na ten konkretny brak user friendliness w polskich urzędowych realiach.
I to nie jest post przeciw Konsulatowi, bo ja przeciw niemu nic nie mam. I piszę tę skargę z całym szacunkiem i nadzieją, że dożyję głębokiej przemiany obyczajów i relacji urzędnik-obywatel. Mam ogromny żal do braku wyobraźni, do braku stawiania się w pozycji osoby obsługiwanej (obsługiwanej w tym przypadku informacją), za brak chęci wykazania tego minimalnego dodatkowego wysiłku wobec petenta, współobywatela, czytelnika.
Drodzy czytelnicy, zatem jeśli interesują Was warunki udziału w głosowaniu, pójdźcie sobie do strony Ambasady, która odeśle Was do strony Konsulatu, która odeśle Was do strony PKW, gdzie może te 1087 słów już Wam wszystko wyjaśni, bez dalszego odsyłania do głębszych źródeł.